Schudła 70 kilogramów w ciągu 3 lat. Metamorfoza Agnieszki Pniak
PAULINA BANAŚKIEWICZ-SURMA • dawno temu • 1 komentarzJeszcze 3 lata temu Agnieszka ważyła niemal 140 kilogramów i nazywała siebie “potworem”. Dziś zdrowo się odżywia, regularnie ćwiczy, a od syna co chwilę słyszy komplementy. Co sprawiło, że postanowiła schudnąć? Dzięki czemu ta próba zakończyła się sukcesem?
Paulina Banaśkiewicz-Surma, WP abcZdrowie: Jeszcze 3 lata temu nosiła pani rozmiar 56. Dziś mieści się pani w jedną nogawkę starych spodni. Gratuluję! Co stanowiło impuls do działania i zaowocowało zrzuceniem 70 kilogramów?
Agnieszka Pniak: Tak naprawdę odchudzałam się od zawsze. Już jako 8-latka miałam nadwagę, która szybko zamieniła się w otyłość. Były w moim życiu okresy, kiedy chudłam, ale po nich, niestety, ponownie tyłam. Kiedy urodziłam syna, stwierdziłam, że taka już jestem i dobrze mi z tym. Jednak kompleksy pozostały. Teraz wiem, że w ten sposób broniłam się przed opiniami innych ludzi. W głębi duszy krzyczałam, że mam tego dość.
Pojechaliśmy na rodzinną wycieczkę do Krakowa. Przejrzałam się w wystawie sklepowej i… zobaczyłam potwora. Ważyłam wtedy prawie 140 kg przy wzroście 164 cm! To bardzo dużo. Powiedziałam mężowi: “koniec z tym”. Oczywiście, mam w domu lustra i wiedziałam, w jakim rozmiarze noszę ubrania, jednak ta wystawa sprawiła, że spojrzałam na siebie inaczej, bardziej krytycznie. Pomyślałam, że mam wspaniałego męża i syna, a przynoszę im wstyd.
Odchudzała się pani wielokrotnie z sukcesami, po których przychodził efekt jo-jo. Dlaczego ta próba okazała się skuteczna?
Najpierw odchudzałam się sama. Ograniczyłam wielkość posiłków, wyeliminowałam słodycze i fast foody. Efekty były, ale ja ciągle byłam głodna, zła i zmęczona. Koleżanka zaprowadziła mnie do dietetyczki. Trafiłam na panią Magdalenę Suchan, która mnie wysłuchała i powiedziała, że prawie wszystko robię źle. Jadłam za mało, rzadko i zbyt monotonnie. Ułożyła mi plan jedzenia po uprzednim wywiadzie i badaniach. Chudłam wolniej niż wcześniej, ale czułam się świetnie. Miałam dużo energii.
Teraz głównie gotuję obiady na parze, więc właściwie robią się same. Produkty, które wykorzystuję, są tanie i łatwo dostępne, więc nie przyjmuję do wiadomości wymówek, że diety są drogie, a posiłki trzeba przygotowywać z wyszukanych składników. Zdrowego sposobu odżywiania uczę się cały czas i chyba zawsze będę to robić, bo to mój nowy styl życia. Wcześniej żyłam, żeby jeść i to był błąd. Mam taką teorię, że jedzenie uzależnia równie mocno jak używki. Jestem więc, niestety, anonimowym obżarciuchem.
Oprócz wprowadzenia w życie zasad zdrowego odżywiania zaczęła pani uprawiać sport. Jaką dyscyplinę pani wybrała?
Kiedy schudłam do 100 kg, postanowiłam zacząć ćwiczyć. Wybrałam zumbę. Poszłam na pierwsze zajęcia i chciało mi się płakać, ponieważ po kilku utworach nie dawałam już rady. Mimo to poszłam na kolejne i następne. Chodzę na zumbę do dziś (trzy razy w tygodniu). To zasługa instruktorki Magdaleny Smolarek, która bawi, uczy i motywuje. Dzięki niej pokochałam tę formę aerobiku.
Kiedy moja kondycja się poprawiła, zaczęłam ćwiczyć z Ewą Chodakowską. Najpierw była to droga przez mękę, pot mieszał się z łzami. Robiłam tylko fragmenty programów, bo nie byłam w stanie wykonać ich od początku do końca. Jednak te ćwiczenia w połączeniu z zumbą zaczęły przynosić efekty.
Potem poznałam Klaudię Szczęsną (trenerka personalna prowadząca m.in. zajęcia crossfit — przyp. red.) i to był strzał w dziesiątkę. Jej treningi dają świetne efekty. Dziś mogę powiedzieć, że jestem uzależniona od ćwiczeń i bardzo je lubię. Pomagają mi pozbyć się nadmiaru skóry, który jest skutkiem ubocznym zrzucenia tak dużej liczby kilogramów. W tej kwestii z pomocą przyszła mi też Ewa Galimurka (kosmetolog — przyp. red.). Muszę przyznać, że efekty są wspaniałe.
Przeszła pani ogromną metamorfozę. Czy w trakcie 3 lat pracy nad sylwetką pojawiło się coś, co sprawiło pani największą trudność?
Na początku trudno było mi odmówić sobie większych porcji posiłków i przekąsek, które były ze mną od zawsze. Jednak udało się. Niełatwo było mi też przestawić się z picia napojów słodkich i gazowanych na wodę mineralną. Jeśli chodzi o ćwiczenia, nie zawsze byłam odpowiednio zmotywowana i chętna do wykonania treningu. Jednak kiedy widziałam efekty pracy, sama nakręcałam się do dalszego działania.
Co lub kto motywował panią do kontynuowania walki o zgrabną figurę?
Moimi motorami napędowymi byli mąż i syn. Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszej rodziny. Wspierali mnie od samego początku. Zauważali nawet najmniejsze efekty, chwalili. Kiedy inni mi dogadywali, oni stawali w mojej obronie. Syn — niepytany — często mówi mi, że ślicznie wyglądam. Mam wtedy łzy w oczach. To najcenniejszy komplement.
Jakiej rady — na podstawie własnego doświadczenia — udzieliłaby pani osobom, które próbują zrzucić zbędne kilogramy, ale im się to nie udaje?
Przede wszystkim: nie szukaj wymówek. Czasem ludzie poświęcają więcej czasu na to, by znaleźć argumenty przeciwko temu, żeby nad sobą pracować. Tymczasem mogliby już wiele zrobić. Ja udowadniam, że się da. Pracuję zawodowo, mam syna w szkole podstawowej, dwa psy, zajmuję się domem, a znajduję czas na ćwiczenia. Myślę, że każdy, bez względu na wiek, może wiele zrobić dla siebie, swojego zdrowia i życia.
Ten artykuł ma 1 komentarz
Pokaż wszystkie komentarze