Gdy smutek czai się za metą - o depresji biegacza słów kilka
AGNIESZKA GOTÓWKA • dawno temuZawodowi maratończycy znają to z autopsji, ci którzy dopiero zaczynają przygodę z długodystansowym bieganiem podchodzą do tego temat z pewną dozą ostrożności. Depresja biegacza, bo o niej mowa, nie jest czymś wyimaginowanym. To doświadczenie znane biegaczom, które dotyka ich umysł i ciało.
Wzięcie udziału w maratonie to ogromne wydarzenie w życiu każdego biegacza. Nie można przystąpić do niego z marszu, konieczne jest odpowiednie przygotowanie, które trwa kilka, a nawet kilkanaście miesięcy. Treningi odbywają się codziennie, i do nich dostosowujemy swoje życie. Zmieniamy też dietę, korygujemy menu. I nieustannie myślimy o jednym – o starcie w maratonie. Czy mi się uda? Czy dobiegnę do mety? Czy dam radę?
I ostatecznie nadchodzi ten dzień. Linia startu i mety. Początek i koniec. I w tym końcu właśnie niejako tkwi problem. Gdy bowiem ukończymy bieg, nagle nasze dotychczasowe życie się zmienia. Nie ma już potrzeby intensywnego trenowania, nie ma celu. Dla naszego organizmu to również jest szok. Ciało jest przyzwyczajone do biegu, do wysiłku, którego z dnia na dzień zaczyna mu coraz bardziej brakować.
Maratończycy skarżą się najczęściej, że dzień po starcie nie wiedzą co ze sobą zrobić. Nie widzą celu, nie mają pojęcia, jak odpocząć, by powróciły siły i energia do działania.
Jak sobie poradzić z depresją biegacza?
Na depresję maratończyka nie ma jednego lekarstwa. Z tym problemem trzeba niejako poradzić sobie samemu, szukając tego, co w naszym przypadku okaże się być najlepsze. Jednemu radość przyniesie bowiem spotkanie z przyjaciółmi, drugiemu zaś – wieczór spędzony na lekturze książki ulubionego autora.
Warto też dać sobie czas. Jest on najlepszym lekarstwem, choć brzmi to zapewne dość lakonicznie. Jeśli pozwolimy sobie na zniechęcenie i nudę (oczywiście w granicach rozsądku), wówczas szybciej staniemy na nogi. Organizm w pewnym momencie sam będzie domagał się aktywności.
Po maratonie warto też wyznaczyć sobie kolejny cel. Nie musi to być od razy triatlon, może wystarczy krótkodystansowy bieg w ramach akcji charytatywnej? Takie działanie pozwoli na zrobienie czegoś dobrego dla siebie, ale i dla innych.
Depresja biegacza to nie fanaberia. To doświadczenie wpisane w pasję biegania i marzenia o pokonaniu kolejnych życiowych dystansów. Warto o niej wiedzieć, by nie obwiniać siebie o zniechęcenie i bierność, ale w pełni zaakceptować fakt, że emocje kiedyś opadną, poziom endorfin spadnie, a my zostaniemy sami ze swoimi myślami i swego rodzaju poczuciem pustki.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze